Yo!
Dziś mam dla Was recenzję serii, która podbiła serca tysięcy Otaku. Jakie jest moje zdanie o niej?
Elfen Lied, anime, nad którym rozpływa się praktycznie każdy mój
mangowy znajomy. Seria, która przełamuje stereotyp bajek dla dzieci.
Bardzo długo zabierałam się, żeby ją obejrzeć i postanowiłam podzielić
się z wami wrażeniami.
Elfen
Lied opowiada historię Kouty, chłopaka, który po wielu latach od straty
rodziców i młodszej siostrzyczki sprowadza się do pewnego miasteczka by
zamieszkać w budynku niedziałającego już zajazdu należącego do rodziny
jego kuzynki. Jednocześnie z ośrodka badawczego ucieka Lucy, istota
władająca nadprzyrodzonymi mocami. Czy ci bohaterowie są ze sobą
powiązani? Jakie tajemnice kryje przeszłość Kouty? Odpowiedzi na te
pytania znajdziecie oglądając to anime.
Ja do serii
podeszłam bardzo optymistycznie, jednak z bardzo wysokimi oczekiwaniami
ze względu na przeczytane wcześniej recenzje. Możliwe, że to jakoś
wpłynęło na moją ocenę. W każdym razie przez pierwsze 3 odcinki doszłam
do wniosku, że powinnam przemalować pokój, kolejne 2 umiliłam sobie
malowaniem paznokci. Sama nie rozumiem, czemu po prostu nie skończyłam
wtedy tego oglądać. Nudziło mnie. Coś tam się ruszyło między odcinkiem
10 - 11.
Kreska nie rzuciła mnie na kolana, ale też nie
przeszkadzała w żaden sposób. Kreska, jak kreska. Krew miała jednak
dziwnie różowy odcień, jak zupa z botwiny, nie jak krew. I tego typu
błędów można by się doszukiwać dość długo.
Oprawa muzyczna trochę
to anime ratuje. Opening jest przepiękny, jego motyw przewija się w
późniejszych wydarzeniach. Ending wpada w ucho, lekki i przyjemny,
troszkę mi się gryzie z klimatem serii.
Kolejna
kwestia... Za każdym razem, kiedy ktoś wychodzi z domu, po godzinie, czy
dwóch główny bohater idzie go szukać. I tak się szukają cały odcinek i
niewiele z tego wynika.Na początku tylko mnie to irytowało, ale później,
kiedy słyszałam "Lepiej pójdę jej poszukać", wybuchałam histerycznym
śmiechem.
Właściwie gdyby nie krew i ciągłe próby wybicia się
nawzajem były jedyną rzeczą, jaka kazała mi oglądać dalej. Doszłam do
wniosku, że oni są wszyscy bez wyjątku nieśmiertelni. Ostatni odcinek
pozwolił mi myśleć, że jestem bez serca. Nie płakałam, nie zrobiło mi
się smutno. Zupełnie nic.
Możliwe, że nie jestem w stanie docenić geniuszu tego anime. Wybaczcie. Obrazy Klimta jednak poprawiły mi humor.
Moja
ocena to 4,5/10. Nie jestem w stanie zdecydować, czy polecać Wam tą
serię. Dobra, obejrzyjcie, może akurat znajdziecie coś dla siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz